PRZECIĘTNIE
Da da da da da da da!
I tak przez cały odcinek. Akcji sporo, ale odcinek nudny i niezbyt dobrze narysowany. Cóż, turniej trwa dalej.
User Review
( votes)Turniej Mocy w toku – po całkiem niezłym odcinku w zeszłym tygodniu Dragon Ball Super wraca do standardowego poziomu średniaka z przebłyskami. Nie uprzedzajmy jednak faktów i przejdźmy do recenzji.
Co tam dzisiaj w fabule Dragon Ball Super?
Dokładnie tydzień temu Jiren pozmiatał podłogę Vegetą pomimo jego rozpaczliwych wysiłków i użycia Final Flasha. W momencie kiedy dumny Saiyan stracił inicjatywę do akcji ponownie wkracza Goku. W międzyczasie swoje walki toczą też Friezer z Dyspo oraz Gohan i Android 17 ścierający się z Toppo.
Fabularnie dostajemy oczywiście dalszy ciąg wielkiej nawalanki pomiędzy wszechświatami, ale – niestety – tym razem bez jakiegoś specjalnego wyrafinowania. Scenariusz rusza się do przodu może o pół kroku. Mimo pewnych zabiegów fabularnych widać, że miał to być jednak zapychacz przygotowujący nas na coś większego w najbliższych odcinkach. Cóż, taka już filozofia tej serii.
Przepraszam, czy tu biją?
O Panie, biją cały czas!
Szkoda tylko, że choreograficznie i animacyjne epizod nr 123 plasuje się gdzieś w tych gorszych rejonach Dragon Ball Super. Na plus zaliczyć mogę sprytną i przemyślaną próbę Goku mającą na celu zepchnięcie Jiren w ringu. Oczywiście się nie udaje, ale pozwala to naszym bohaterem na spowolnienie przeciwnika, który – jak się zdaje – też zaczyna stawać się coraz silniejszy! Wszystko kończy się przygotowaniem Goku i Vegety do ostatecznego ataku. Goku włącza tryb Kaio-Ken, a Vegeta przebija limity Super Saiyan Blue, tworząc coś w stylu formy Ultra Blue. Czy to wystarczy na Jirena? Pewnie nie, ale to już zobaczymy za tydzień. Tym niemniej, sam moment przemiany wyszedł bardzo dobrze i okraszony został świetnym utworem muzycznym. Gorzej, że znowu mamy do czynienia z kompletnie nieuzasadnionymi skokami mocy… bo tak i już. Ech, nienawidzę tego w Superze. :/
Choć powyższy wątek niezbyt porywa to w porównaniu z fabularnymi wygibasami w pojedynku Gohan/Android 17 vs Toppo wydaje się być co najmniej o klasę lepszy. Niestety twórcy znowu robią z Gohana lebiegę, który nie potrafi dociągnąć sprawy do końca. Co się dokładnie stało? Toppo okazuje się za silny dla duetu bohaterów z naszego Wszechświata i Android 17 wpada na pomysł, aby uwięzić Toppo w kuli energii, a następnie wypchnąć za ring. Wykonanie tego planu możliwe jest jednak dopiero przy równoczesnym poświęceniu “17” i opuszczenia turnieju. Niestety w ostatecznym momencie Gohan wstrzymuje KAMEHAME, bojąc się, że może siedemnastce może stać się krzywda. Oj, słabe to było.
Pojawia się jeszcze wątek Friezy, ale jego walka z Dyspo trwa może z minutę. Ot, Frieza otrzepuje się z ataku przeciwnika i w swoim stylu stwierdza, że zaczyna go już to wszystko denerwować.
I w sumie… to wszystko. Z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że był to jeden ze słabszych odcinków Dragon Ball Super jeżeli chodzi o sam Turniej Mocy. Chaotyczny, ze słabą kreską i bez specjalnego pomysłu na siebie. Bywały już epizody niezbyt rozgarnięte fabularnie, ale nadrabiano to albo dobrą animacją, albo przyjemnym humorem i pomysłami. W tym przypadku żaden z tych elementów nie jest niestety obecny albo występuje w ilościach śladowych. Trudno, oglądamy dalej bo jednak w dalszym ciągu jest to względnie przyjemne show dla fanów serii. ;)
A w przyszłym odcinku…
https://www.youtube.com/watch?v=vm2izXb_wc4